Niepokoje mają związek z informacją o sprzedaży spółki. Miejscowi politycy pytają m.in., dlaczego największa firma w branży ma być przejęta przez nieprzygotowany kapitałowo podmiot
Stanisław Pawlak z podwłocławskiego Lubrańca, radny sejmiku kujawsko-pomorskiego, podkreśla, że z powodu znaczenia zakładu za rządów Sojuszu Lewicy Demokratycznej podjęto starania o konsolidację wokół Anwilu całej polskiej branży chemicznej. – Nie zdążono tego procesu doprowadzić do końca, gdyż po zmianie ekipy rządzącej od pomysłu odstąpiono – mówi radny dziennikowi.
We wrześniu minister skarbu Aleksander Grad (poseł z okręgu wyborczego w Tarnowie) zapowiedział jednak konsolidację tej branży wokół słabszych od Anwilu firm z Kędzierzyna-Koźla i Tarnowa oraz odkupienie przez nie firmy z Włocławka. Nie mają one jednak wystarczających środków finansowych, o czym świadczą doniesienia prasowe mówiące, że transakcja ta w 80 proc. sfinansowana zostanie przy pomocy kredytu - pisze "Trybuna".
Przeciwna sprzedaży jest nie tylko lewica. Kilka dni temu senator Jan Wyrowiński z Torunia (PO) z bólem serca przyznał, iż występuje przeciwko własnemu ministrowi i rządowi, ale nad niezrozumiałą sprzedażą dobrego zakładu przejść do porządku dziennego nie może. Podkreślił, że urażono dumę zawodową załogi Anwilu oraz nadszarpnięto jej przywiązanie do miejsca pracy i miasta. Działacze lewicy zapytali premiera m.in., dlaczego największa firma w branży ma być przejęta przez nieprzygotowany kapitałowo podmiot i czy przypadkiem Tarnów nie będzie siedzibą firmy powstałej po konsolidacji. "PKN Orlen, należący do skarbu państwa, ma prawo sprzedać swoje udziały w Anwilu, ale my będziemy walczyć, by nabywca nie osłabił strategicznej dla naszego miasta firmy'' – zapewnia rada miejska SLD we Włocławku.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Włocławek boi się o przyszłość Anwilu