Teva będzie zwalniać, co popchnęło pracowników do protestów. Część jest tak zdesperowana, że nawet groziła w poniedziałek (18 grudnia) wysadzeniem jednej z fabryk koncernu.
• Pracownicy zaminowali zakład w nocy z niedzieli na poniedziałek.
• Nie chcą rozmawiać z byle kim. Żądają spotkania z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu.
Desperacja pracowników międzynarodowej farmaceutycznej firmy Teva sięgnęła zenitu po tym, jak ze względu na gigantyczne zadłużenie zapowiedziano redukcję etatów. Firma jest obecna w Polsce i nie można wykluczyć, że w zapowiedzianych 14 tysiącach zwolnionych będą też Polacy.
W Polsce pracuje 1,5 tys. osób związanych z Teva. Oddział w naszym kraju, dopytany przez PulsHR.pl, o możliwy wpływ zwolnień na obecność i zatrudnienie w Polsce stwierdził, że "na ten moment znane są jedynie globalne plany Grupy Teva". Z czego wynika, że nie można dokładnie ocenić wpływu zmian strategii globalnej na poszczególne rynki, w tym na rynek polski.
Tymczasem w Izraelu, gdzie mieści się główna siedziba firmy, gniew z zapowiedzianej restrukturyzacji w farmaceutycznym koncernie nie dał się opanować. Portal timesofisrael.com w poniedziałek (18 grudnia) informował o grupie 200 pracowników, którzy zabarykadowali się w jerozolimskiej w fabryce medykamentów Teva. Do zakładu weszli w niedzielę i spędzili w nim noc, przygotowując poniedziałkowy protest.
- Zapowiedzieli, że wysadzą fabrykę w powietrze, jeśli nie dojdzie do porozumienia z zarządem koncernu. Liczą, że Teva wycofa się z zapowiedzianej już likwidacji tego konkretnego zakładu - pisał izraelski periodyk. Po czym przywoływał desperackie wyznanie pracownika. - Mamy zgromadzone materiały wybuchowe i środki trujące! Cały kraj powinien być gotowy! - alarmował Itzik Ben Simon, jeden z kluczowych protestujących w zakładzie.
Sytuacja w poniedziałek wyglądała bardzo poważnie, bo protestujący nie chcą rozmawiać z pracodawcą. Liczą, że odwiedzi ich nie kto inny, jak premier Izraela Benjamin Netanjahu.
Zakład produkcji medycznej, któremu grozi wysadzenie, jest jednym z dwóch w Jerozolimie, które w wyniku decyzji zarządu Teva przeznaczono do likwidacji. Ocenia się, że zakład jest wart około 220 milionów dolarów.
Pracownicy w zaminowanym zakładzie nie są sami w swoim proteście. Jak donosił portal jpost.com, (Jerusalem Post) protesty dopiero się zaczynają. Pracownicy Teva są wzywani przez związki zawodowe do odstąpienia od obowiązków, planowany jest też kolejny protest pod siedzibą farmaceutycznej firmy w Ashdod (na południe od Tel Awiwu).
KOMENTARZE (0)