Producenci nawozów z nadzieją wypatrują cięcia taryf o 8,5-10 proc., które URE próbuje wymusić na PGNiG, bo płacą za każdy dzień opóźnienia. Ich zdaniem nawet taka obniżka cen to za mało.
Przedstawiciel PGNiG w dzienniku tłumaczy, ze efekt spadku cen ropy został zniwelowany przez wysoki kurs dolara, w jakim jest liczony kontrakt z Gazpromem.
Jak wyjaśnia dziennik, firmy chemiczne są w trudnej sytuacji: odbiorcy nawozów chcą spadku cen, ale producenci nie mają dużego pola manewru z powodu kosztów produkcji. Nic dziwnego, że liczą na tani gaz. I mają nadzieję, że po negocjowanej obecnie wiosennej cenie jesienią nastąpi kolejne cięcie taryf.
Jak twierdzi w "PB" Krzysztof Jałosiński, prezes ZA Kędzierzyn, firmom łatwiej byłoby negocjować samodzielnie ceny z PGNiG , co możliwe byłoby dopiero po uwolnieniu cen gazu. Tymczasem chemia żąda od URE stanowczości w starciu z PGNiG i oskarża Urząd o opieszałość, co generuje kolosalne koszty.
Jak czytamy w "PB" URE wie, że pat służy PGNiG. Żąda cięcia o 10 proc. i nie chce oddać ani procenta. Ale przyznaje, że nie zna terminu końca negocjacji.
PGNiG zapowiada, że do 4 maja może udać się złożyć korektę taryfy, która ma obowiązywać do 31 marca 2010 r., co oznacza, że nie będzie nowej obniżki na jesień.