Producenci nawozów liczą, że najgorsze za nimi. Wprawdzie w połowie roku spodziewają się spadku popytu, ale znacznie mniejszego niż jesienią ubiegłego roku. Potem ma być tylko lepiej.
W listopadzie 2008 r. w na pół gwizdka działały już wszystkie największe polskie fabryki: Azoty Tarnów, Kędzierzyn, Puławy, Police i Anwil. Niektóre z nich ograniczały produkcję już kilka tygodni wcześniej.
- Widząc, jak rozwija się sytuacja na światowych rynkach, na początku września zdecydowaliśmy o stopniowym zmniejszaniu skali produkcji nawozów wieloskładnikowych - zdradził "Parkietowi" Sławomir Winiarski, wiceprezes ZCH Police. Pod koniec zeszłego roku zachodniopomorska firma wykorzystywała zaledwie jedną trzecią mocy linii wytwarzających nawozy NPK i NP. Te produkty odpowiadają za ponad 60 proc. rocznych przychodów Polic.
W nowym roku producentom nawozów z odsieczą przyszedł początek sezonu zakupowego. - Teraz pracujemy na 80 proc. naszych zdolności - mówi "Parkietowi" Rafał Kuźmiczonek, rzecznik prasowy Polic. Z sześciu linii do produkcji nawozów DAP i NPK czynne są cztery.
Do przedkryzysowej normy wraca produkcja w zakładach azotowych. Linie wytwórcze w Puławach i w Tarnowie działają już na prawie 100 proc. swych zdolności. Powody do zadowolenia ma również Krzysztof Jałosiński, prezes Zakładów Azotowych Kędzierzyn, które 38 proc. swych rocznych przychodów czerpią z produkcji nawozów - czytamy w "Parkiecie".
Przedstawiciele krajowych zakładów chemicznich zauważyli natomiast zmianę struktury popytu. Nabywców znajdują nie tylko znane od lat nawozy o tradycyjnych formułach, ale również zupełnie nowe produkty.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Branża nawozowa dołek ma już za sobą